środa, 1 września 2010

wyżej i dalej..

Witam! Po tak długim czasie i nieobecności w wirtualnej czasoprzestrzeni czas ruszyć dalej z tym projektem, wiele od roku pozmieniało się ale chyba dnia by mi nie starczyło, może kiedyś napiszę...
Narazie o tym co mnie niedawno spotkało, przez przypadek właściwie.

Wybierając się na koncert Comy do pobliskiego Cieszyn, pozwoliłem sobie zadzwonić do kolegi w celu "wykorzystania" jego samochodu do przeniesienia się na cieszyńską ziemię. Jednakże ów kolega stwierdził, że jednak nie jedzie, ale w zamian zaproponował wyprawę w Tatry. Dokładnie chodziło o nocne wyjście na Giewont i podziwiania stamtąd wschodu słońca!! Namyśliwszy się zdecydowałem, że taka okazja powtórzyć się może nie ( szyk celowo zmieniony;) . No to wyruszyliśmy o godzinie 23 z Czechowic, żeby już po 2 godzinach być w Zakopanem u stóp doliny Strążyskiej (tutaj dołączyło jeszcze dwóch znajomych) a o 1:30 zaczęliśmy nocne wejście na jeden z najbardziej komercyjnych szczytów Tatr. Wrażenia nie bardzo da się opisać słowami, niebo w Tatrach zupełnie nie przypomina tego co widzimy na wieczorami ze swoich balkonów tudzież ogrodów. Po prostu moc gwiazd!! A już za 3 godziny staliśmy pod Giewontem, świtało i krajobraz wokół zaczął być coraz bardziej widzoczny. Po spokojnym wejściu na szczyt ( BEZ KOLEJEK I PRZEPYCHANEK) stanęliśmy pod giewonckim krzyżem. O dziwo na szczycie nie było nikogo;) Wypiwszy góralską herbatę i posiliwszy się daniem z kuchni Knorra, zaczęło się to na co czekaliśmy - wschód słońca. Tu nie trzeba było słów - idealna pogoda pokazała całe piękno tego zjawiska w jakże pięknych okolicznościach przyrody. Po tym kilkunastominutowym spektaklu opuściliśmy, wolny od turystów, szczyt Giewontu, aby po dwóch godzinach znaleść się u kresu naszej podróży. Niezapomniane widoki i jakaś wewnętrzna satysfakcja przełamania jakiejś granicy pozostaną ze mną na długo!

Salut!

Chudzian ( już nie taki jak kiedyś;)